Wiedza tajemna matek! Niedostępna dla ojców.

Pozostając w temacie sezonu chorobowego oraz idącego za tym “głodu wiedzy” odnośnie leczenia, suplementacji, podnoszenia odporności, chciałam poruszyć temat który powraca w moim domu jak bumerang. Frustruje mnie to okropnie, dokłada mi odpowiedzialności i potęguje presję o której pisałam w poprzednim poście.

“Niekompetencja” ojców. Specjalnie używam takiego słowa, żeby podbić kontrast, bo w mojej rodzinie jest on naprawdę duży. Ja muszę “wiedzieć”, on może być “niedouczony”.

Jakiś czas temu nasze dzieciaki, zaczęły intensywnie chorować, klątwa pierwszego roku w przedszkolu nas dopadła i po 3 miesiącach od rozpoczęcia przygody z placówką chłopcy podupadli na zdrowiu. No i zaczęły się syropki, kropelki, herbatki, psikadła, smarowidła maści wszelkiej. Trochę domowych sposobów, trochę aptecznych, ale nic wyjątkowo skomplikowanego. Do pediatry chodziliśmy całą rodziną, bo ciężko mi samej okiełznać dwóch dzikusków, więc mąż był przy każdej diagnozie i słuchał zaleceń lekarki. Często też on szedł do apteki, więc wiedział co dzieciaki będą przyjmować. A i tak scenariusz zawsze ten sam. Proszę by podał dzieciom lek.

“Łolaboga matko i córko a ty nie możesz?!”.

No nie mogę akurat najwidoczniej skoro go proszę, albo nawet i nie chce mi się, nie mam siły, wstaw dowolne.

Daj im lek XXX.

Gdzie jest?

Jak wygląda?

Ile?

W czym podać?

Któremu dziecku?

Tego tu nie ma!

A nie, jednak jest.

A nie, to nie ten.

A nie możesz sama?

Skąd on ma wiedzieć jaka jest dawka leku? Który lek jest na co? Z czym go można łączyć, czego unikać, jak podawać, o której godzinie?!

I tu pojawi się coś co powinno podnieść skille  wszystkim ojcom. Sprawa jest dość skomplikowana, wymaga wysiłku, czasu, skupienia, ale każdy da radę przysięgam. Odpowiedź na te wszystkie pytania, które zadają sobie współcześni tatowie (wiadomo, że dawne pokolenia “nie pomagały” przy dzieciach) brzmi:

Z ulotki.

Wiem, wiem, ten drobny druczek, ilość tekstu, skomplikowane medyczne terminy typu “pięć kropli zawiesiny”, to wszystko przeraża, ale czego się nie robi dla dzieci?!

Czy mężczyźni myślą, że z chwilą gdy dziecko opuszcza nasze ciało, spływa na nas objawienie i odpowiedzi na wszystkie rodzicielskie pytania? Skąd my to wszystko wiemy, jak nosić, jak przewijać i czy można w 9 miesiącu życia dać polizać czekolady? Otóż nie, nie są to sekrety zarezerwowane dla matek i nie doznajemy olśnienia w sekundę. My tego szukamy, chodzimy na warsztaty, oglądamy webinary, słuchamy wywiadów, podcastów, udzielamy się w kręgach wsparcia. I po ludzku czytamy instrukcje, ulotki i książki.

Mój mąż, który jest naprawdę wspaniałym, zaangażowanym ojcem, uważa, że skoro ja to wszystko wiem, to wystarczy że mu to przekażę i już. Więc pyta o wszystko. Kogo ma pytać, gdzie szukać odpowiedzi jak nie u mnie?!

Frustruje mnie to okropnie, dokłada mi odpowiedzialności i potęguje presję. Jestem odpowiedzialna za nasze dzieci, oczywiście! Zawsze już będę i nic tego nie zmieni, ale ten ciężar powinien być dzielony z ich ojcem. A tu się okazuje, że muszę też być odpowiedzialna za to co on zrobi! Wszystko zależy od tego jakie informacje mu przekażę. Jeśli o czymś zapomnę, coś pomylę, czegoś nie dopilnuję – to będzie moja wina. I to nie tak, że martwię się na zapas, że nie pozwalam się mężowi wykazać, że przecież on na pewno zrobi po swojemu i będzie dobrze… Mój kochany mąż, naprawdę wspaniały tata, podkreślam!, dał mi już już wielokrotnie dowód na to by stosować regułę ograniczonego zaufania gdy zostaje sam z dziećmi. Aby przybliżyć Wam skalę “problemu” wymienię tylko takie sytuacje jak zakraplanie do oczu wody utlenionej (bo “sól” to przecież będzie szczypała), nie dawanie dzieciakom nic do jedzenia podczas mojej nieobecności (nie mówiły że są głodne), trzymanie młodszego z kupą w pampersie po kilka godzin albo kładzenie go tak spać – to się zdarzało nawet kilka razy w tygodniu, a młody potwornie się odparza (nie czuł zapachu kupy, do pieluszki nie zaglądał – bo nie czuł zapachu kupy).

Zabawne nawet, ale trochę to śmiech przez łzy.

Toczę nieustannie walkę o “równouprawnienie”. Mogłabym machnąć ręką i po prostu odpuścić, bo od kilku lat niewiele się zmienia. Mam jednak nadzieję, że dzięki temu mój mąż zacznie przynajmniej próbować! Czym innym jest partnerstwo, współpraca, wymienianie się wiedzą, a czym innym wiszenie na kimś i czerpanie od niego by sobie ułatwić.

A jak jest u Was?

7 myśli w temacie “Wiedza tajemna matek! Niedostępna dla ojców.

  1. Ania, ja się często poddaję. Na mojej głowie zawsze jest pakowanie dzieci, a wyjeżdżamy często. Kto ma dwójkę na pokładzie (prawie 4 i prawie rok), wie co to znaczy spakować się na tydzień. Raz kazałam to zrobić mężowi. O każdą rzecz było pytanie: czy to może być? Po 10 razie odpuściłam 😛 Druga sprawa nie do ogarnięcia to odłożenie do szafki ubrań po prasowaniu, bo przecież spodenki dla rocznika wyglądają identycznie jak podkoszulek 4 latki. Dużo by opowiadać, przepadli by bez nas!

    Polubienie

    1. Oczywiście, moi wiecznie na odwrót ubrani, ale tu wybaczam bo jednak młodszy nosi po starszym, wiec w głowie męża to wszystko ciuchy Staśka😁

      Polubienie

    2. Mój raz miał spakować córkę. Otworzył szafę i stwierdził, że skoro się zmieści to on wszystko spakuje 😂

      Polubienie

  2. Niestety często tak jest. Rodzimy dzieci i nagle cała wiedza na ich temat na nas „splywa”, a może już wcześniej- falami, jak są w naszych brzuchach. Później jesteśmy na urlopie macierzyńskim- bo na urlopie to wiecie- się odpoczywa. Mamy wtedy czas na wszystko, szczególnie na pogłębianie wiedzy tajemnej. A mając dwoje dzieci ( 2 lata i noworodek) i tenże urlop, to już nic tylko plażing.
    Ojciec moich dzieci wie kiedy i jakie lekarstwa podać, o ile był z dzieckiem na wizycie lekarskiej. Jeśli ja byłam, to ja wiem- on nie musi wiedzieć 🤔
    Tak- czuję presję odpowiedzialności 😔

    Polubienie

    1. Przed dziećmi dwa razy do roku pracowałam po 12h przez 6 dni w tygodniu, dwa tygodnie z rzędu, ale nie byłam wtedy tak zmęczona jak na tym „urlopie” który trwa 3 lata…

      Polubienie

  3. Wszechwiedząca matka 2 kwietnia 2019 — 11:07

    Mnie najbardziej bawi, a jednocześnie frustruje, kiedy synkowi wyskoczy jakaś krostka, uczulenie, gdzieś się uderzy, a ja powinnam wiedzieć ‚od czego to ma’. W kwestii leków, pielęgnacji, odżywiania dzieci, to chyba w każdym domu spoczywa to wszystko na niewinnej wszechwiedzącej matce. Czasami mam wrażenie że tatusiowie są w tylko od zabawy, a całe śmierdzące i złe sprawy najlepiej gdyby mamusia ogarnęła. Zresztą… Ja jak nie powiem ‚ wynieś smieci’ – to też nie wyniesie. Nie daj Boże jak ma kilka rzeczy do załatwienia. Albo jedna-konkretnie i wtedy zrobi to dobrze.. albo.. albo wcale 😒 pozdrawiam wszystkie wszechwiedzące mamy!😊

    Polubienie

    1. Całe szczęście że jesteś Wszechwiedząca!😉

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do OlaT Anuluj pisanie odpowiedzi

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij